#JestesmyPantery to już cała społeczność - mówi Łukasz Lewkowicz

Dodano: 01.04.2025, 06:43


W 2024 roku założenie klubu, a rok później awans do pierwszej ligi - tak Merger Logistics Pantery Łańcut piszą historię koszykówki kobiet na Podkarpaciu. Prowadzona przez trenera Łukasza Lewkowicza drużyna, awans wywalczyła podczas turnieju finałowego z Gdyni.





Trenerze, jechaliście po awans i wracacie z awansem. To znakomite zakończenie sezonu, który jak można podsumować?

- Ja mogę ocenić sezon od chwili, w której dołączyłem do drużyny, a było to na początku stycznia. Na pewno gra w drugiej lidze dla zespołów takich jak nasz, czyli z aspiracjami, jest bardzo trudna. Po pierwsze, to na szczeblu grup regionalnych poziom drużyn jest bardzo zróżnicowany i bardzo mało jest wymagających meczów. W naszej grupie było tylko siedem drużyn i ogólnie tych meczów było bardzo mało i czasami były one co 3-4 tygodnie. Więc to wszystko sprawia, że niezwykle trudno jest przygotować zawodniczki do grania w turniejach, gdzie gra się trzy mecze w trzy dni. Na szczęście ta sztuka się udała, a sezon zakończył się dla nas happy endem i wielkim sukcesem w postaci awansu do pierwszej ligi w pierwszym roku funkcjonowania klubu.

Pierwszy mecz na turnieju mógł zakończyć się zupełnie odwrotnie. Jednak dwie dogrywki dały zwycięstwo, a bardzo pomogła w tym strzelecka forma Martyny Pająk!

- Przyznam szczerze, że ten mecz na pewno długo pozostanie w pamięci, a może nawet przejdzie do historii rozgrywek drugiej ligi. Niewątpliwie Martyna Pająk była bohaterką tego spotkania, biorąc na siebie ciężar zdobywania punktów w najtrudniejszych momentach. Jednak trzeba podkreślić, że cały zespół przez 50 minut wykonywał heroiczną pracę w obronie, bo powstrzymywanie rywalek pokroju Martyny Czyżewskiej czy Karoliny Zuziak jest naprawdę trudnym zadaniem.

Czytaj także: Orlen Basket Liga Kobiet w Łańcucie? Czemu nie!


W tym meczu trzeba było wygrać, gdyż Sparta miała być „tym” rywalem do walki o awans. Były chwile zwątpienia? Jak to wyglądało w decydujących momentach na „ławce”?

- W tym meczu sytuacja zmieniała się wielokrotnie, gdzie z nieba trafialiśmy do piekła i na odwrót. W dużej mierze staraliśmy się opanować emocje, co było kluczowe dla losów tego spotkania. Nawet w najtrudniejszych momentach, takich jak "czas" w dogrywce przy 5-punktowym prowadzeniu Sparty, mówiliśmy sobie, że się nie podajemy. Choćby nie wiem co się działo, gramy do końca, że jesteśmy kolektywem i na pewno damy radę!

W ostatnim meczu było blisko wygranej z zespołem z Gdyni, który był najsilniejszy w całej stawce i podczas całego sezonu. Zabrakło niewiele…

- Tak naprawdę, to pod względem koszykarskim to był nasz najlepszy mecz na tym turnieju. Naprawdę niewiele zabrakło, żeby pokonać młody, ale bardzo dobry zespół z Gdyni.


#JestesmyPantery to nie tylko 12 zawodniczek, lecz również kibice. A było ich całkiem sporo w Gdyni?

- #JestesmyPantery to już cała społeczność. Nad morzem była z nami blisko 50-osobowa grupa kibiców, którzy z bębnami i trąbkami zrobili na trybunach niesamowitą atmosferę i byli naszym „szóstym” zawodnikiem. A w kryzysowych momentach, dawali dziewczynom przysłowiowy wiatr w żagle. W nawiązaniu do tego, że drużyna to nie tylko 12 zawodniczek, chciałbym podkreślić świetną pracę całego sztabu i zarządu. Zaczynając od Prezesa Wojciecha Mazura, który dbał o to, żebyśmy mieli w Gdyni jak najlepsze warunki, poprzez pracę kierowniczki drużyny Eweliny Skalskiej, nieocenioną pomoc kontuzjowanej zawodniczki Jagody Misiuk.  A cichym bohaterem sztabu była nasza fizjoterapeutka Kasia Panek Podelec, która w sobotę dokonała cudu, stawiając dziewczyny na nogi po 50 minutach grania w piątkowym meczu z Ziębicami.