"Ja jestem z tej „starej szkoły” nieustępliwości i szacunku dla starszych"

Dodano: 04.05.2022, 12:38


W tegorocznym turnieju finałowym II ligi w Łodzi, awans poziom wyżej wywalczyły ŁKS MSMS Łódź i KS Wichoś Jelenia Góra. Jak całe trzy dni rywalizacji, poziom nie tylko sportowy oraz Atlas Arene, ocenia najbardziej doświadczona zawodniczka w turnieju – Martyna Koc?



PLAN ZREALIZOWANY

KS Wichoś Jelenia Góra w ostatnim meczu pokonał gospodynie z Łodzi i tym samym, zrealizował cel jaki był postawiony przed rozpoczęciem turnieju. Awans nie był jednak łatwą sprawą, gdyż wszystko skomplikowała porażka już w pierwszym meczu z zespołem z Wrocławia. Kolejne jednak spotkania było dużo lepsze, a jak przyznaje najbardziej doświadczona w zespole Martyna Koc – „kubeł zimnej wody, był potrzebny”.

- Bardzo się cieszę, że razem z całym zespołem zrealizowałyśmy założenia i plan jaki zakładał awans do pierwszej ligi. Jednak jak się okazało, nie było to takie proste. Było dużo trudniej, niż miało to miejsce w sezonie zasadniczym czy też w turnieju półfinałowym. Im ciężej coś przychodzi, tym zwycięstwo i zdobycie tego smakuje jeszcze lepiej. Widocznie potrzebna była nam taka porażka w pierwszym meczu, taki duży kubeł zimnej wody. Sprowadziło nas to do tzw.  parteru i uświadomiło, że nie będzie łatwo i każda z drużyn chce wygrać.

ATLAS ARENA – OBIEKT, KTÓRY PARALIŻOWAŁ – CHARAKTER, KTÓRY WRACA

Tegoroczny turniej finałowy rozgrywany był na mogącej pomieścić ponad 14 tysięcy ludzi Atlas Arenie, która momentami – szczególnie w pierwszym dniu, paraliżowała niektóre zawodniczki. Na tak dużych halach, nie są rozgrywane nawet spotkania w ramach Energa Basket Ligi Kobiet. To jednak jest dość dobre rozwiązanie, gdyż już teraz młode zawodniczki mają taki „wyczyn” za sobą. Warto także wspomnieć o zmianie, jaka jest dostrzegalna u młodych koszykarek. Wraca charakter, nieustępliwość i gra zespołowa. Nie wszystko zależy już od popisu jednej czy dwóch zawodniczek, które rzucają po 30 i więcej punktów przy momentami biernej asyście na parkiecie pozostałych.

- Podsumowując ten turniej, to po pierwsze super było zagrać na Atlas Arenie. Jest to świetny obiekt, który na pewno nie jedną zawodniczkę sparaliżował na wejściu. Później już było widać, że dziewczyny oswoiły się z tak dużą halą i wszystko było tak jak powinno być. Kolejną rzeczą jaką zauważyłam i bardzo mi się spodobała jest to, że wraca do naszej młodzieży taki charakter, nieustępliwość i pełna mobilizacja. Do tego jest jeszcze i to chyba najważniejsze - gra zespołowa. We wszystkich drużynach młode dziewczyny pokazywały kawał charakteru na parkiecie, podobała mi się także wspomniana wcześniej już ich nieustępliwość. A tego przez ostatnie lata, trochę mi brakowało w tej – naszej młodzieży. Ja jestem z tej „starej szkoły” nieustępliwości i szacunku dla starszych, jednak gdy wychodzimy na boisko to walczymy o swoje cele. Bardzo mi się to podobało, że wszystkie dziewczyny walczyły o „swoje”! Nie patrzyły też na to, że jestem starsza i dużo bardziej doświadczona oraz mam zdecydowaną przewagę fizyczną. Nie paraliżowało ich to, grały swoje i to było bardzo dobre.

KONSEKWENCJA DZIAŁAŃ TO PODSTAWA

Przez trzy dni na parkiecie w Łodzi, można było także zobaczyć być może nie tylko I-ligowe zawodniczki ale także takie, które mają szansę za kilka walczyć w ekstraklasie. Przeskok z poziomu II, a nawet I ligi w Polsce na ten najwyższy pułap, jest ogromny. Jednak, jak mówi Martyna Koc „przebłyski” dobrej gry było już widać.

- Jeżeli chodzi o poziom sportowy, to zaczyna się takie zderzenie z koszykówką taką bardziej seniorską. W takiej formie, w jakiej powinna ona wyglądać. Więcej akcji zespołowych, trochę więcej myślenia na parkiecie, przyjmowania konsekwencji działań. Widać było, że dziewczyny są cały czas na etapie dążenia do tego, jednak jakieś przebłyski było już widać. Jestem pełna nadziei, że dziewczyny które brały udział w tym turnieju – będą miały okazję zmierzyć się na seniorskich parkietach i tego naprawdę bardzo im życzę.

- Wszyscy oczekiwali ode mnie, abym grała sama pod koszem. Nie zważając na to, przy mojej przewadze, że mogę zagrać na dwie, trzy czy nawet cztery zawodniczki. Tak naprawdę, to jednak nie o to chodzi. Dziewczyny, które mnie obserwowały siedząc na ławkach w obu drużynach czy też te które grały ze mną i przeciwko mnie, nie zobaczyłyby wtedy nic i by się nie nauczyły. Bo jaka jest filozofia przy mojej przewadze fizycznej nad nimi, że ja bym rzucała po 40 punktów w meczu – żadna! A wtedy kiedy przekazywałam filozofie gry zespołowej i dzieliłam się piłką, to pokazywałam… że każda osoba na parkiecie jest istotna  w tej drużynie. Nie jest najważniejsze, rzucanie wspomnianych 40 punktów w meczu i samodzielna gra, tylko gra zespołowa i dzielenie się odpowiedzialnością i wymuszanie decyzyjności. Tylko wtedy, możemy się czegoś nauczyć.


DOŚWIADCZENIE, KTÓRE MA POMÓC W DALSZEJ KARIERZE

17 sezonów w ekstraklasie, ponad 3600 zdobytych punktów, występy na mistrzostwach Europy, setki przejechanych kilometrów po całym świecie i łącznie 10 klubów w karierze – tak przedstawia się w skrócie kariera byłej reprezentantki Polski, która ma w swoim dorobku także dwa wicemistrzostwa Polski (2015, 2016). Grając w Wichosiu Jelenia Góra, może nie tylko pomagać drużynie ale także i przede wszystkim przekazywać cenne uwagi młodym koszykarkom.

- Spotkałam się również z wielkim szacunkiem i podejściem do mnie, a to było bardzo miłe i nie wymuszone. Spowodowało to, że czułam się bardzo dobrze i do tego mam nadzieję, że konfrontacja tych dziewczyn ze mną na parkiecie nauczyła je czegoś. Trzymam za wszystkie zawodniczki kciuki, a szczególnie za te z mojego zespołu. Zrobiły one ogromny postęp i krok do przodu i mam nadzieję, że to co starałam się im przekazać zostanie w ich głowach, rękach i nogach. A co będzie, to czas pokaże.

I CO DALEJ Z KOSZYKÓWKĄ?

- Tak naprawdę całe moje życie uprawiałam sport i to wcale nie jest takie proste, odciąć się od tego i zacząć życie od nowa. Co dalej, to czas pokaże. Obecnie odpoczywam, gdyż jest po czym i cieszę się, ż e mogłam pomóc drużynie Wichosia osiągnąć postawiony cel – kończy Martyna Koc.